Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi rooter z Wiktorów country.
Od momentu założenia bloga przejechałem 7336.30 kilometrów w tym 3610.05 w terenie. Toczę się ze średnią prędkością 18.43 km/h .
O MNIE: Więcej.



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rooter.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

maraton

Dystans całkowity:120.00 km (w terenie 94.00 km; 78.33%)
Czas w ruchu:06:03
Średnia prędkość:19.83 km/h
Maksymalna prędkość:50.00 km/h
Suma podjazdów:47 m
Suma kalorii:1860 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:60.00 km i 3h 01m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
64.00 km 54.00 km teren
03:19 h 19.30 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 47 m
Kalorie: 1860 kcal

TORUŃ

Niedziela, 27 maja 2012 · dodano: 04.06.2012 | Komentarze 5

O tym maratonie pisało wielu, a więc w skrócie opiszę to i ja.
Po porannym przebudzeniu, wydłubaniu śpiocha stawiłem się skoro świt u Niewe.
Dalej tugeder warsawstreet do Bożęcina pakować się do Lublina (pojazd rodzimej konstrukcji).
Tam już w 6ciopaku zrywka na Toruń.
Co tam się nie działo, Niewe żarł susi, Goro lowelas ala Julio iglesisa nabrał śmiałości i zapoznał się z Zosią(po 1,5 h), Robert pięknie prowadził, Janek nawigował GPS jak ma jechać a ja starałem się utrzymać konwersację na poziomie. :)
W połowie drogi dowiedziałem się, że gdybym jednak chciał wrócić do domu tą samą drogą tym samym środkiem lokomocji to pojechanie Fita (26 km) mi tego nie zapewni, ba nawet uniemożliwi. Super jadę Mega(54 km) – ci to potrafią przekonać nieprzekonanych.
Maraton.
Jechałem z sektora 11 i to, jako jeden z ostatnich i taka pozycje zachowałem do mety – co za konsekwencja i planowanie.
Początek to praktycznie operacja pustynna burza, piach i kurz.
Cel był jeden dojechać, więc żadnych „ja ci kurwa pokażę”.
Po 10 km umiejscowiłem się za jakąś fajna laską i wiedziałem, że jej string (pod spodenkami??) doprowadzi mnie do mety.
Po 30 km miałem mała awarię, zmieniając przełożenia na przodzie i tyle jednocześnie łańcuch zawinął się w ósemkę, zblokował i wygiął. Od tego momentu jechałem na „automacie” przełożenia zmieniały mi się same w zależności jak im się chciało.
40 kilometr „pierdole nie jadę”. Wszechogarniająca niemoc, noga trup, dupa trup, tętno 352 a do domu daleko. Byłem przekonany, że jadę na 2 flakach, zatartej piaście i zblokowanych hamulcach. Ci z Giga też to widzieli wyprzedzając mnie z prędkością światła na żyletki. Pewni myśleli - po co on się cofa?
Po wypiciu 2 pałejrejdów i zeżarciu 2 batonów koks protein isoschizo, gówno mi to dało nic się nie zmieniło, po prostu słabo.
5 kilo przed metą jechałem na skurczu i to pierwszy raz uda a nie łydki. Dwa razy musiałem zsiadać z roweru. Na końcu obrałem metodę nawalania z piąchy w nogę(masaż limfatyczny :).
Przed metą znowu ten jeb%$y piach, za wściekłem się i przejechałem go bez zsiadania a potem już tylko ostatnia prosta.
Warto było, dojechane, nowe doświadczenia, super skład a najlepsze przede mną – odjazd. Był o n równie udany jak dojazd a nawet bardziej gdyż było nas już siedmioro dzięki ciotce Che, która to wie co oznacza właściwy bilans nawodnienia.
Tu już odsyłam do towarzyszy i towarzyszek wycieczki.

TRASA GPS
Kategoria maraton


Dane wyjazdu:
56.00 km 40.00 km teren
02:44 h 20.49 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Mazowia Dzomianki 2011, ferst maraton taim

Niedziela, 2 października 2011 · dodano: 03.10.2011 | Komentarze 5

Dzień 3
W moim pustym skacowanym łbie mam jedną myśl.
Przeszłem (bo miałem blisko) na zawodowstwo w dyscyplinie „piłeś jedź, jadłeś wypij, pijesz usiądź.”
Chociaż niekoniecznie to słuszna koncepcja i kolejność przypadkowa.
Patrząc z niewielkiej perspektywy na Che (gej) i Niewe (gej) Goro Tmadzendamenmobileteam (gej)to przeszedłem raczej na ćwierć amartoszczynę gdyż i maraton to mój pierwszy a i ilość bronisza mierzona w ml na kg masy ciała bez imponujących wyników.
Ale jak to mówią w północnym Sochaczewie - pierwsze poty na pochyłe drzewo.
A było to tak, za górami, za Laskami gdzie Sieraków się kończy…

Dzień 1
Po wcześniejszej rejestracji (2 dychy – najtańsza chipa w moim życiu) nadszedł czas na…
Dzień 2
Epilog Łomiankowski MTB Mazovia - mały krok dla Rootera a wielki dla jego nerki.
Start , 25 km, 11 sektor, tętno 130. Gdzieś tam przede mną w lesie kasków Che, Niewe i Goro , obok mnie Kacper, Norbert i ja sam zagubiony i przytłoczony własną zagubionością i przytłoczonością.
Czas na gaz, poszli.
Czułem się jak na wyprzedaży w biedronce, niby z ludźmi a taki samotny, niby nikomu się nie spieszy a wszyscy zapierdzielają po cukier, który może zdrożeje..
Po 2 minutach miałem to samo.
Co to był za wyścig.
Na początku wszyscy brali mnie od tyłu sapiąc i dysząc. Tak mnie się to spodobało, że zacząłem brać wszystkich od przodu.
I tu zastała mnie fizjologiczna myśl – na rowerze odwrotnie niż w sexie, lepiej być z przodu.
Lecz czy na pewno inaczej? Lepiej przecież dymać niż być dymanym, sęk w tym, że i tu zdania są podzielone – Ciekawe, co na to pluton, Platon, pluto czy jak mu tam.
Wracając do maratonu.
Równe tępo, teren znany, baton w reku bidon w koszyku, co za emocje, co za sport, co za stringi w tych lajkrach.

Po odsianiu przez pierwsze 10 km „kolarzy” jazda stała się treningiem wydolnościowo – wytrzymałościowym.
Prolog, proktolog, epilog, fit nie fit było git.
Bez zbędnego rozwijania tego, co już ktoś dawno rozwiną dojechałem do mety z następującym wynikiem:
33/5112/Rutkowski Rafał /FM3 /Wiktorów/ 01:06:17
Było by pewnie lepiej jak bym się nie musiał przedzierać przez sektor 11, ale co tam było fajnie.
Po wyścigu było już tylko gorzej - Totalne after party, pizza piwo i strażackie żarty.
Reszta opowieści …

tagi - teen, deviant, oralisz.