Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi rooter z Wiktorów country.
Od momentu założenia bloga przejechałem 7336.30 kilometrów w tym 3610.05 w terenie. Toczę się ze średnią prędkością 18.43 km/h .
O MNIE: Więcej.



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rooter.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
112.00 km 20.00 km teren
05:17 h 21.20 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Komar – wróg, który nie pozwoli byś został ciotą.

Poniedziałek, 14 maja 2012 · dodano: 16.05.2012 | Komentarze 7

Przed snem postawiłem sobie poprzeczkę wysoko, czyli wstanę skoro świt z uśmiechem na ustach, zjem małe, co nieco i w drogę…
Dnia następnego jedenasta skoro świt, nażarty nie na żarty człapie do garażu będąc już zmęczony tym, czego jeszcze nie zrobiłem.
Dupa na siodło, buty w espedy i jazda - go tu Rake, czyli do Matki na działkę w miejscowości Grabie.
Najpierw powoli jak…to ja ruszyłem w Kampinos. Zdawałem sobie sprawę, że moc musi zostać na później, więc wszyscy razem w jednym tempie.
Sprawa prosta wyjazd z KPNu w Truskawce i dalej asfaltem do Nowego Dworu gdzie przekroczyłem pierwszą z rzek :).

Wisła.

Dalej kierunek na Nowy Modlin i ładnych parę kilo do miejscowości Wrona. Cicho spokojnie, mały ruch na tej drodze dawał przyjemność z jazdy, dodatkowo od czasu do czasu psy biegające luźno pozwalały zachować w miarę dobre tempo podgryzając czasem kostkę by dobrać się do łydki.
W połowie drogi zaskoczył mnie rolnik sam w dolinie, nie wiem, czym on nawoził pola, ale wiem jedno takiego gówna to ja nosem nigdy nie wciągałem, totalny bezdech przez 3 km.
Po dojechaniu do Wrony podałem dalej kierunek na Joniec, to był mniej więcej 40 km i pierwsze oznaki zmęczenia materiału.

Okolice Jońca

W Jońcu kolejna rzeka Wkra, chwila dla reportera i dalej ostatnia prosta do Grabi.

Wkra


Dojechał.

Przed samą działką przeprawa przez ostatnią rzeczkę trochę terenu i jestem tadaaam.


Sona

Nie powiem, ból tyłka i łydek nie do zniesienia a myśl, że mam wrócić przerażająca jak pusta lodówka w nocy, ale co robić?
Mamusia zaserwowała regeneracyjne pulpety z makaronem plus 1,5h przerwy i zobaczymy (zawsze mogę jej zabrać samochód :).

Lenistwo.

Leżąc i zdychając myśląc o powrocie i takie to naszły mnie refleksje.
Po pierwsze w tą stronę było więcej pod górkę i często wiatr wiał w ryj a co za tym idzie nazat będzie łatwiej, mięsień już trochę przyzwyczajony a i raz 100km w moim życiu pokonałem. Tym pocieszeniem i pozytywnym podsumowaniem w/w wniosków zebrawszy się rozpocząłem nawrót.

Niby jak w Warszawie, a organizacja ruchu lepsza i bez korków.

Ja jebie – do Wrony jeszcze dało radę, ale powrotna trasa na NDM to dopiero trepanacja mocy. Taki ze mnie prorok jak i proktolog a czemu? A temu, że było pod wiatr i pod górę jak to jest możliwe!! W d.. jego mać.
Tu padło moje pierwsze postanowienie nie zostanę ciotą, aby dojechać do Nowego Dworu! Szpital blisko i może nie zgwałcą jak padnę – i się udało.
Metodą małych kroków z NDM dalej, aby do Czosnowa i tam zadzwonię po żonę niech mnie zbierze.
Droga do Czosnowa to istna zagadka za wiaduktem miało być z górki a tu dupa. Dopiero tu odkryłem, dlaczego mam zawsze pod górkę, po pierwsze jestem biedny a po drugie – to krzywizna ziemi.
Z Czosnowa na skurczach stwierdziłem wytrzymiem do KPN i tam mnie żona zabierze. Średnia lęgła w gruzach, tam gdzie było blisko było coraz dalej i tylko jedna myśl – nie bądź ciotą, nie bądź ciotą. (niby to dwie myśli, ale takie same)

8 zgon tego dnia.

Jakimś cudem dotarłem do Cm. Partyzanckiego i nie dzwoniąc po Gochę na ratunek razu żadnego, wiedziałem o tym, iż zostało mi tylko parę km przez las – dam radę nie będę ciotą, będę odpoczywał.
Acha – raz próbowałem stanąć, setka komarów wbiła się we mnie jak Polacy na all inclusive do baru. Ból ukąszeń wygrywał z bólem mięśni i tak to komary nie pozwoliły mi zostać po raz kolejny ciotą.
Z moich badań wynika, że latają do 7 km/h i po wyżej nie doganiają, więc 8km/h i do domu.
Docierając pod bramę miałem tylko jedno marzenie – gorąca kąpiel i kanapki do wanny, marzenia się spełniają, ból ustąpił po 3 godzinach.
Dziękuje sam sobie, że wytrzymałem i na pewno to powtórzę.
Kategoria seta i galareta



Komentarze
marek
| 16:48 czwartek, 17 maja 2012 | linkuj cierpienie równe objechaniu równika ;-) gratulejszyn
rooter
| 16:27 czwartek, 17 maja 2012 | linkuj a i uwierz, że o tobie myślałem. Brakowało mi czasami wiatrołapu i piwa :). To był poniedziałek, więc nie dzwoniłem.
Goro
| 14:57 czwartek, 17 maja 2012 | linkuj Brawo Szwagier, teraz nie ma wymówki, że nie dasz rady ;)
Następnym razem dzwoń po mnie, to Ci chociaż tunel zrobię ;)
rooter
| 11:26 czwartek, 17 maja 2012 | linkuj To działa tak samo jak człowiekowi się chce lać a stoi w korku. Trzeba się oszukiwać :)
zarazek
| 10:50 czwartek, 17 maja 2012 | linkuj Metoda "dojadę jeszcze tylko do... i potem dzwonię po..." działa, sprawdzałem parę razy na sobie :) Ale gdy raz naprawdę musiałem zadzwonić, to hańba była wielka... :D
rooter
| 08:08 czwartek, 17 maja 2012 | linkuj kręciłem blatem jak tarczą i nikt nie przyjechał.
Niewe
| 07:13 czwartek, 17 maja 2012 | linkuj Widać, że potrzebowałeś reanimacji, bo nawet wykręciłeś już 112
kilometrów :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!